á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Zimowy wieczór jest senny, magiczny i pełen cudów. Jak życie… Momo ma dwadzieścia osiem lat i żyje w gorsecie własnych ograniczeń. Nie pije kawy, nie patrzy ludziom w oczy, nie kupuje kolorowych ubrań, boi się podróżować. Ma za sobą nieudane małżeństwo i skomplikowane relacje z ojcem. Jej światem jest sztuka – Momo projektuje biżuterię i meble z recyklingu. (...)
I wtedy pojawiają się sny. Są jak pomost łączący noc z dniem. Próbują jej coś powiedzieć, kłują palcem, puszczają oko. Stają się pośrednikiem między Momo a prawdziwym światem, który ją otacza. Wyznaczają jej kolejne zadania, które musi wypełniać, żeby pójść dalej. Czas kończy się wkrótce...
Kim jest osoba, na którą podświadomie czeka?
„Dwanaście niedokończonych snów” to moim zdaniem dość specyficzna pozycja na te święta. Dlaczego? Ano dlatego, że nie znajdziemy w niej pachnącej piernikami kuchni, nie będzie szału przedświątecznych przygotowań, nie ma w niej typowej świątecznej gorączki, która ogarnia cały świat od połowy listopada.
Cóż zatem autorka serwuje nam na te święta?
Dosłownie „Dwanaście niedokończonych snów”.
Każdy z nas ma sny. I co z tego powiecie? Sny jak sny. A może nie do końca?
„Sny to przypowieści. Zamknięte w metaforach, które każdy musi odczytać sam. To wędrowanie między światami, emocjami,między ty, co przeżywamy a podszeptami podświadomości. To pomost między istnieniem a myśleniem. Sny nie są tylko nic nie znaczącym obrazem, absurdalnym i pełnym nieścisłości. Po prostu trzeba chcieć je zrozumieć.” Sny to główna myśl powieści, wokół których rozgrywa się cała akcja i dąży do z góry obranego celu.
Autorka uświadamia nam, że sny to nie jest tylko odreagowanie nagromadzonych w dzień emocji, które muszą gdzieś znaleźć ujście. To połączenie płaszczyzny fizycznej z duchową, a kiedy dochodzi do tego, że zaczynają się one przenikać czasami informują nas o czymś, co nas dotyczy. Robią to na różne sposoby, czasem wzbudzają w nas strach i lęk, czasem absurdalnie wplątują nas w zupełnie abstrakcyjne sytuacje, czasem wywołują w nas śmiech albo łzy. Ale zawsze chcą nam coś powiedzieć. Bo gdyby tak nie było, to każdy człowiek śniłby o tym samym.
Muszę przyznać, że faktycznie jest w tym sporo racji i bardzo mnie ten temat zaciekawił. Poświęciłam temu kilka dobrych dni, nim zasiadłam do napisania tej recenzji. Chciałam znaleźć w tej powieści głębszy sens, bo wydaje mi się, że z takim zamiarem pisała ją autorka.
Sama koncepcja powieści, poza snami, ma bardzo prostą i nieskomplikowaną fabułę, ot życie miewa dla nas różne scenariusze, czasem gorsze, czasem lepsze. Takie też było życie Momo – głównej bohaterki, jej matki oraz ciotki. Natasza Socha nie poskąpiła w tej historii odpowiedniej dawki humoru, a także sceptycznego podejścia do wielu spraw. Jak zawsze błyskotliwie i dosadnie odnosi się do szarej codzienności. Niezwykle ciepłe uczucia wzbudziła we mnie ciotka Rebeka. Jej wypowiedzi oraz podejście do życia – nie raz przyprawiły mnie o salwy głośnego śmiechu. Tej postaci zdecydowanie nie da się nie lubić. Sami się o tym przekonacie.
„Dwanaście niedokończonych snów” - to powieść pełna symboliki, której trzeba się doszukać.
W pierwszym moim odczuciu, podczas czytania, trudno mi było powiedzieć, że jest to najlepsza powieść tej autorki. Pogmatwane sny, nieskomplikowana fabuła i do tego zakończenie niekoniecznie takie jakiego oczekiwałam. Tak jak wspomniałam wcześniej, zanim zasiadłam do pisania tej recenzji, długo się nad nią zastanawiałam. Bo jednak było coś takiego, co po przeczytaniu nie dawało mi spokoju.
Liczba dwanaście zawsze była symbolem doskonałości, niezmiennych cykli natury i życia, śmierci a także ponownych narodzin. Liczba dwanaście była bez wątpienia w oczach ludzi idealną jednostką miary czasu i przestrzeni - liczbą znaków zodiaku i kluczem do systemu dwunastkowego. Dwunastka zawsze była uważana za liczbę szczęśliwą i świętą.
12 godzin dnia i 12 godzin nocy, 12 miesięcy roku, 12 znaków zodiaku, 12 apostołów, 12 plemion Izraela, w apokaliptycznej wizji wieniec na głowie Niewiasty składał się z 12 gwiazd. Rzymianie na 12 tablicach z brązu spisali kodeks praw, 12 proroczych kamieni szlachetnych aż wreszcie 12 potraw na wigilijnym stole. Można by jeszcze długo tak wymieniać.
Zadałam więc sobie pytanie – Dlaczego „Dwanaście niedokończonych snów”?
Co takiego ważnego autorka ukryła pod symboliką tej liczby?
Aż w końcu dotarłam do sensu, który od początku nie dawał mi spokoju, a który nie był widoczny na pierwszy rzut oka.
„Dwanaście niedokończonych snów” to nie jest cukierkowa, polana lukrem świąteczna opowieść. Mimo pozornie łagodnego charakteru, lekkiego pióra autorki czy prostej fabule – jest to powieść bardzo głęboka i skłania do refleksji. Przynajmniej ja nie mogłam po niej spać spokojnie, chciałam odnaleźć jej głębię.
„Dwanaście niedokończonych snów” to powieść która zaburzy wasze postrzeganie świata, zatrzyma Was na chwilę podczas świątecznych przygotowań. Sprawi, że grudniowa gorączka, stanie się nieco mniej skupiona na doczesności.
Powieść ta jest bowiem w pewnym stopniu kodeksem – drogą do odnalezienia głębi własnego ja, własnej osobistej świadomości, którą codzienność spycha na boczne tory.
Jesteśmy na co dzień jak Momo – zamknięci w szklanej kuli, bezpieczni ale czy szczęśliwi?
Warto sięgnąć po „Dwanaście niedokończonych snów”, gdyż może się okazać, że przeczytacie o sobie samych więcej niż w jakiejkolwiek książce. To lustrzane odbicie wielu z nas, ukryte w symbolice liczb i naszej podświadomości. Zanurzcie się w swoich snach. „W łóżku nie tylko się śpi. W łóżku człowiek przechodzi psychoanalizę, choć często zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy.” Myślę, że „Dwanaście niedokończonych snów” Nataszy Sochy to nasze przedświąteczne katharsis! Uwolnienie cierpienia, odreagowanie zablokowanego napięcia, stłumionych emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń. Odnalezienie siebie i odpowiedniego kierunku, w którym powinno iść nasze życie.
A święta to jak najbardziej odpowiedni czas na podjęcie takich działań wobec siebie i wszystkiego co nas otacza.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal.